Za każdym razem kiedy powracam do Rembrandta, dziwią mnie ostre kontrasty, niemal komiksowość jego obrazów. Tak jakby mój Rembrandt był w dalszym planie, w twarzach postaci, które są ledwo widoczne w cieniu. Rembrandt malował grubymi impastami, dodając do farby gęstego oleju, który przez wiele miesięcy w niewielkim szklanym naczyniu stał na słońcu. Z upływem czasu taki olej bieleje i gęstnieje. Podobno Rembrandt rzadko używał damary. Do farb dodawał żółci wołowej, którą polecała mi też pani konserwator. Gęsty olej mieszany z farbą pogłębiał tony i zwiększał kontrasty. Tworzył też grubą fakturę światła. Ja gęstego oleju użyję dopiero na koniec, by nie czekać zbyt długo aż obraz wyschnie. Wszystkie obrazy Rembrandt maluje tak samo. Jedne cieniej inne grubiej. W młodości podobnie jak Tycjan wszystko maluje bardzo dokładnie, w miarę cienko i równo. W slangu malarskim nazywamy to lizaniem. A czemu tak liżesz, nieco swobodniej, odwagi.