Powrót do nocnych pejzaży

  Najwięcej kłopotów jest z  kurzem. Kurz najczęściej przenosi się na obraz  z pędzla. Dlatego przed użyciem dokładnie go odkurzam. Warunki muszą być sterylne. Najtrudniej rozprowadza się błękit paryski. Ultramaryna ma konsystencję masła. Kobalt – nieco jaśniejszy – jedna warstwa nie wystarczy. Ceruleum – najbardziej kryjące. Im ciemniejszy obraz, tym trudniej go namalować. Do pierwszych warstw, żeby je nieco odchudzić, można dodać trochę damary. Do farb wyciskanych na talerz, oleju już nie dodaję. Spoiwa, które jest w świeżej tubce już wystarczy. Najdziwniejszy jest zabieg usuwania śladów pędzla. Przy tak małych kontrastach, smugi, które zostawia pędzel ingerują w światłocień obrazu. Lubiani przeze mnie mistrzowie nie mieli takich kłopotów. Delikatna faktura była nawet pożądana. Rembrandt mimo ciemnych obrazów, stosował też silne kontrasty. Tylko w jego młodzieńczych autoportretach czasem ślad pędzla razi. Pod każdym kontem patrzenia, bliki jak zaparowana szyba, uniemożliwiają obejrzenie obrazu. Z tym problemem spotkałam się przy nocnych pejzażach. Kiedy już uda się zlikwidować ślady pędzla, znów pojawiają się drobiny kurzu. I tak w kółko. W kontrastowych obrazach Rembrandta kurz nie przeszkadza. Inaczej jest z ciemnymi laserunkami. Pokój musi być dokładnie odkurzony. Pędzel, zamiast w ścierkę, wyciera się w rękę. Do pracy najlepiej ubrać się w bawełnianą koszulę, broń Boże w sweter. Ubabrany w psie kłaki polar, trzymać jak najdalej od obrazu. Trzepać ubrania nie można, machać rękoma nie można, dmuchanie też nie jest wskazane. Skończony obraz ustawiam na stole, licem do ściany. Ultramaryna schnie najwolniej. Taki obraz schnie tygodniami. Przez ten czas w  pokoju musi być sterylnie czysto. Najmniejsze nawet kurze wycieram codziennie mokrą ścierką. Bardzo to wszystko zabawne, szczególnie kiedy patrzy się na skończony mokry obraz, a wokół opadają drobiny kurzu, niteczek, pyłków. Mój pies macha ogonem i jedwabiste kłaczki unoszą się w powietrzu.